sobota, 28 stycznia 2012

Gorączka


Gorączka, gorączka, ale nie taka przez którą trzeba stać w kolejce do lekarza rodzinnego z  kaszlacymi i smarkającymi ludźmi, tylko taka od której boli głowa, nogi i która przede wszystkim atakuje nasz portfel.... czyli gorączka zakupowa. Nie wiem, czemu zawsze tak jest, że kiedy mamy ostatnie 10 zł, które zaplanowaliśmy przeznaczyć na jakaś skromną porcję prowiantu, a do wypłaty jeszcze 2 dni, to przechodząc koło jakiegokolwiek sklepu odzieżowego wszystko nam się podoba i znajdujemy 100 fajowych rzeczy, na które na razie nas nie stać.Za to gdy dopada nas jakieś ważne wydarzenie (tak jak to stało się w naszym wypadku) i musimy się jakoś ubrać, by jako tako móc się pokazać wśród ludzi, a na dodatek mamy na takowy ubiór przeznaczone już fundusze, to nic z kolei nam się nie podoba albo jak nawet przypadnie nam do gustu to zwykle nie ma naszego rozmiaru... Tak właśnie stało się i tym razem.
Dwa dni spędziliśmy na chodzeniu, szperaniu, mierzeniu, przymierzaniu, mocowaniu się z zamkami, guzikami i innymi zapięciami. Dodatkowo jeszcze w internecie szukaliśmy czegoś ciekawego, ale o tym na końcu. Jedynym pocieszeniem tych dwóch dni były obiady, których nie gotowaliśmy, a zjedliśmy "na mieście". W piątek odwiedziliśmy wegetariańską knajpę "Mięso Złe" która mieści się w podwórku na przeciw BWA Awangarda (dokładnie to Wita Stwosza 16 Wrocław) gdzie zjedliśmy pyszne smażone camemberciki  z żurawiną, surówką i w mojej wersji z ryżem, a w wersji Mateusza z frytkami (których ja nie cierpię i jestem chyba jedyna taka na świecie). O tym miejscu mówi się różnie, jedni je krytykują inni chwalą. Osobiście podoba mi się ten lokal, choć jedzenie jest dość przeciętne (ale lepsze niż np. w Green Wayu) to mało jest wege miejsc we Wrocławiu, a ja chociaż wcale wegetarianką nie jestem, to wprost przepadam za kuchnią bezmięsną. Jeszcze mniej jest takich do których wchodzi się i od wstępu wita człowieka obsługa, która zwraca się do klientów jak do starych znajomych, nawet jeśli są tam pierwszy raz. Atmosfera tego miejsca jest ciepła i przyjazna, dodatkowo na sali często w kąciku śpi sobie bokserek, który budzi we mnie rozczulenie i jeszcze bardziej ociepla klimat. Pokrzepił nas więc tam posiłek i pyszna herbata z cynamonem, pomarańczą i miodkiem, byśmy potem znów dreptali i denerwowali się między sklepowymi półkami. Nie zrozumcie mnie źle, ja wprost uwielbiam zakupy, tak jak mój życiowy partner, ale lubimy takie spokojne, a nie pod ciśnieniem konkretnej daty i związanej z nią garderoby.. w końcu kopiliśmy męskie buty.
Dziś sprawa się miała inaczej, najpierw zamówiliśmy atrybuty w internecie, dopiero potem na zakupy, lecz byliśmy mądrzejsi o wczorajsze doświadczenie i zamiast upocić się w kurtkach w klimatyzowanym centrum handlowym, oddaliśmy okrycia wierzchnie do szatni (ależ z nas mądrale) no i zanim przystąpiliśmy do wydawania najpierw wielka kawa, która była tak naprawdę średnia, ale dla mnie i tak za duża...musiałam zostawić na dnie, a ja nie lubię marnować wiec z ciężkim sercem zostawiłam kubek na stoliku. Kupiliśmy w końcu parę fajnych rzeczy, ale nie będę strzępić klawiatury na opisy, jak będziemy się szykować na imprezę to wrzucę zdjęcia. Na obiedzie byliśmy na chińszczyźnie i chociaż smakowało nam jedzenie to nie wrócimy tam więcej, bo powodem owego smakowania był bardziej głód niż, prawdziwa smakowitość potraw, jedyne co naprawdę mnie zachwyciło i co na pewno będę chciała jeszcze zjeść to kuleczki ryżowe na deser z nadzieniem makowym, pyszne. Na koniec wstąpiliśmy do sklepu spożywczego i chociaż miałam już nie jeść słodyczy i być zen, zdrowo się odżywiać i schudnąć do wiosny to właśnie pałaszuje lody truskawkowe w nim zakupione.. cóż należy mi się przecież po tych trudach, ja jem kulturalnie z miseczki, Mateusz jak prawdziwy twardziel- prosto z pudełka :) Na koniec wrzucam fotki kuleczek, wprawdzie znalezione w necie ale właśnie takie jadłam.No i jeszcze zdjęcia spinek do mankietów jakie zamówiliśmy, nie mogę się już doczekać jak przyjdą, są czadowe :)


-M-ta



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz